Koncert ve stoce. W tłumaczeniu na nasze: Koncert w kanale. Dosłownie!
Ale od początku. Stíny Plamenů to dość podupcony zespół z Czech, który poświęcił swoją twórczość kanalizacji i ściekom. Typasy wymyśliły sobie nawet jakąś kanalizacyjną mitologię i bogów infrastruktury komunalnej, jeśli poprawnie łapię teksty ich kawałków. Nie pytajcie - sam się w tym gubię. W każdym razie kolesie nawet corpsepainty robili sobie na wzór kratek ściekowych i włazów... Czeskie podejście do Czarnego Metalu jest dość specyficzne, co już udowodnili Master's Hammer, Necrocock, Maniac Butcher czy Trollech (powiązany zresztą ze Stíny Plamenů personalnie).
Można się śmiać, jeśli ktoś posiada poczucie humoru, można się wkurwiać, jeśli ktoś do muzyki blackmetalowej ma radykalny stosunek. Tak czy owak... czczą odpady - i chuja z tym zrobicie.
Jak niedopierdolone by to nie było, nie zmieni to faktu, że ten koncert jest jednym z najzajebistrzych gigów jakie widziałem (szkoda że w ekranie monitora). Idą typy z ekipą zgranych maniaków, grają w podziemiach (jak jakieś dwadzieścia lat temu pierwszy raz usłyszałem o "podziemiu metalowym", to - dosłownie - tak to sobie wyobrażałem, hahaha!), świece się palą, kadzidełka robią klimat (albo anihilują fetor sraki). Brak wkurwiających pedałów z ochrony, brak przypadkowych osób, brak przemądrzałych, hipsterskich sezonów... a po koncercie - do knajpy i zbiorowe upodlenie. Wolność, stanie naprzeciw regułom, naprzeciw temu "co wolno, a czego nie wypada"...
I jakaż to jest ironia, że rzecz stworzona prawdopodobnie kompletnie dla picu, ma więcej wspólnego z tym, jak zawsze starałem się postrzegać muzykę metalową, niż te wszystkie Nowoczesne, Nowatorskie, Awangardowe, Majestatyczne, Prominentne, Prestiżowe... wyegzaltowane... syntetyczne... upozowane... ziew.
Chuj z tym zresztą. Płaczecie że Wam przez Covid odwołują koncerty? Zorganizujcie sobie zatem sami taką imprezę. Nie zapomnijcie tylko dać mi cynk, przy której studzience kasują bilety.
Ale od początku. Stíny Plamenů to dość podupcony zespół z Czech, który poświęcił swoją twórczość kanalizacji i ściekom. Typasy wymyśliły sobie nawet jakąś kanalizacyjną mitologię i bogów infrastruktury komunalnej, jeśli poprawnie łapię teksty ich kawałków. Nie pytajcie - sam się w tym gubię. W każdym razie kolesie nawet corpsepainty robili sobie na wzór kratek ściekowych i włazów... Czeskie podejście do Czarnego Metalu jest dość specyficzne, co już udowodnili Master's Hammer, Necrocock, Maniac Butcher czy Trollech (powiązany zresztą ze Stíny Plamenů personalnie).
Można się śmiać, jeśli ktoś posiada poczucie humoru, można się wkurwiać, jeśli ktoś do muzyki blackmetalowej ma radykalny stosunek. Tak czy owak... czczą odpady - i chuja z tym zrobicie.
Jak niedopierdolone by to nie było, nie zmieni to faktu, że ten koncert jest jednym z najzajebistrzych gigów jakie widziałem (szkoda że w ekranie monitora). Idą typy z ekipą zgranych maniaków, grają w podziemiach (jak jakieś dwadzieścia lat temu pierwszy raz usłyszałem o "podziemiu metalowym", to - dosłownie - tak to sobie wyobrażałem, hahaha!), świece się palą, kadzidełka robią klimat (albo anihilują fetor sraki). Brak wkurwiających pedałów z ochrony, brak przypadkowych osób, brak przemądrzałych, hipsterskich sezonów... a po koncercie - do knajpy i zbiorowe upodlenie. Wolność, stanie naprzeciw regułom, naprzeciw temu "co wolno, a czego nie wypada"...
I jakaż to jest ironia, że rzecz stworzona prawdopodobnie kompletnie dla picu, ma więcej wspólnego z tym, jak zawsze starałem się postrzegać muzykę metalową, niż te wszystkie Nowoczesne, Nowatorskie, Awangardowe, Majestatyczne, Prominentne, Prestiżowe... wyegzaltowane... syntetyczne... upozowane... ziew.
Chuj z tym zresztą. Płaczecie że Wam przez Covid odwołują koncerty? Zorganizujcie sobie zatem sami taką imprezę. Nie zapomnijcie tylko dać mi cynk, przy której studzience kasują bilety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz