sobota, 20 sierpnia 2011
Xanctux [Pol] - Slave of Three Dimensions [2011]
Nowy epizod mojego projektu, egzystujący póki co jedynie w formie cyfrowej. Patrząc na sprzedaż "Darkside Pact" chyba nie opyla się tego wydawać w żaden sposób namacalny, he he he (chociaż jak jakiś ryzykant byłby chętny, to jestem gotowy na wszelkie propozycje, pod warunkiem że nie jest wymagany mastering i jakiekolwiek fundusze z mojej strony). W przeciwieństwie do poprzedniego materiału, to jest "Undecim", który opierał się praktycznie w całości na pianinie i wokalach, SoTD jest bardziej zróżnicowany - napchałem tutaj trochę sampli (w tym jeden z Monty Pythona, na rozluźnienie atmosfery - ciekawe czy ktoś rozpozna, he he), gdzieniegdzie pojawia się nawet gitara (króciutki gitarowy motyw na początku tytułowego kawałka jest autorstwa V. z Regna av Aska). Tekst do "Abortive Ideas" autorstwa Sorvahra. Utwory "Deus Tenebris", "Laudate Diaboli" oraz "Ego Sum Unus Cum Satanas" mają nieporównywalnie gorsze brzmienie od pozostałych, gdyż wyłączając wokale zostały zarejestrowane jakieś 7-8 lat temu, jeszcze na mizernym mikrofonie (mówiąc prościej zbudowałem je z dawnych odpadków).
Jeśli komuś podobały się moje poprzednie nagrania i trafia do niego kreowana przeze mnie atmosfera, może drążyć te kompozycje, jeśli natomiast ktoś twierdzi że wszystko co dotąd stworzyłem to chujnia z grzybnią i życzy mi śmierci w męczarniach, to SoTD raczej nie zmieni jego postrzegania.
1.INTRO
2.DAEMONIUM
3.PURGATORY
4.SLAVE OF THREE DIMENSIONS
5.DEUS TENEBRIS /sample/
6.LAUDATE DIABOLI
7.EGO SUM UNUS CUM SATANAS /sample/
8.BIG CRUNCH
9.ABORTIVE IDEAS
10.OUTRO
[DOWNLOAD@megaupload]
or
[DOWNLOAD@sendspace]
or
[DOWNLOAD@mediafire]
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
osz fak, odwiedzam Cie systematycznie, adopiero teraz sie skroiłem ze xanctux to Twój jest. ściągam. dzieki za link. podziele sie wrazeniami po przesłuchaniu
OdpowiedzUsuńSpoko, miłego odsłuchu zatem.
OdpowiedzUsuńMocny tytuł,pozostaje obadać materiał
OdpowiedzUsuńxanctux przemyślany materiał - nie dla każdego to pewne , przesłuchałem i jestem pod wrażeniem serdeczne bóg zapłać za link . pozdrawiam z branży funeralnej hehe
OdpowiedzUsuńTytuł mocny, jak wiadomo, dla wtajemniczonych, hehe
OdpowiedzUsuńNie znam wszystkich Twoich dokonań, ale z tego co słyszałem, to po Gloria Nihil to moim zdaniem najlepsze Twoje wydawnictwo. Kawałek Purgatory bardzo mi się podoba, wczoraj słuchałem go kilka godzin, wkręcił mi się klimat.
OdpowiedzUsuńPozdro i życzę trochę bardziej optymistycznego spojrzenia na świat. Jako, że jest on odbiciem naszej duszy, musisz mieć ostro zryty beret, że widzisz same negatywy.
Negatywizm to bardzo szerokie pojęcie. Smutek od dawna jawi mi się jako coś budującego i inspirującego. Z tym że jest rzadko przeze mnie odczuwany. Obecnie stałem się bardziej kimś na postać Antoinego Roquetina - umarłem, tyle że kostucha nie podpisała jeszcze papierów ;-). Te kawałki to ostatnie podrygi, torsje duszy - forma zdeformowanego, odrażającego piękna. Są jak gnijąca, nabita na płot padlina której rozkoszna woń przyciąga wszelakiej maści robactwo.
OdpowiedzUsuńW każdym razie, jeśli nie zgniję, to za jakiś czas uraczę kolejnymi porcjami.
Dzięki za opinie i podzielenie się refleksjami. Pozdro.
W niektórych filozofiach nie odczuwanie emocji czy przywiązania do czegokolwiek to przejaw bardzo pozytywny ;) Weźmy chociaż stoicyzm, czy buddyzm.
OdpowiedzUsuńMi się wydaje (a raczej to wiem), że po prostu gdzieś tam głęboko lubisz taki sposób na życie... sam napisałeś, że traktujesz smutek jako coś inspirującego i budującego.. a więc przypisałeś wartości negatywnej wartość pozytywną. Ogólnie właśnie takiej zamiany dokonują ludzie ze środowiska BM; dlatego czujecie się rozerwani wewnętrznie, bo sami nie wiecie co jest dobre, a co złe. To co jest dobre z "założenia", z "natury", czy to, co po dokonanej inwersji stało się dobre ;)
Zresztą Nietzsche też mądrze prawił o nihilizmie, fajna sprawa jako okres przejściowy, ale jak się z niego nie wykaraskasz to totalne bagno.
Jak podejmujesz decyzje nie popełnienia samobójstwa, to bezsensu jest moim zdaniem działać destrukcyjnie. Jak już i tak zdecydowałaś się egzystować w tym świecie, to po co zajeżdżać własnego konia? Oczywiście stanowisko mam "wszystko w dupie" też jest OK. (nawet bardziej słuszne niż przejmowanie się światem, gdyż grunt to skupić się na sobie)
Pozdrawiam ;)
'Dobre' i 'złe' to pojęcia oklepane do bólu i strasznie upraszczające spektrum egzystencjonalnych barw. Poza tym tutaj troszkę się mylisz w mojej ocenie, gdyż pozytywnego samopoczucia nie rozpatruję jako coś "be". Po prostu ono z czasem spłyca sferę duchową, uprzyziemnia. Smutek jest ok, ale depresja czy załamanie już nie. Ważną sprawą jest że ja nie dążę do stanów apatii - wręcz przeciwnie. Uciekam przed nią chociażby i w smutek, bo radość bywa stanem dość ciężko osiągalnym. A nawet jeśli tak - to tylko taki pusty śmiech przy oglądaniu Kapitana Bomby lub Monty Pythona, a nie jakaś mistyczna euforia, którą za gówniarza odnajdywałem w oneironautyce, OOBE, śmierci i tym podobnym. Tu rozchodzi się o to, że ja nie wybrałem ścieżki "chcę być ponurym człowiekiem" (w gruncie rzeczy aż tak źle ze mną nie jest) - to siedziało w mojej dupie już od zawsze. W czasach licealnych, gdy rówieśnicy byli na etapie jarania się wypitym piwem, lub rysowania chujów na tablicy, mnie ciągnęło do poezji, romantyzmu i takich tam pierdół. Nie twierdzę tutaj że szybciej dojrzałem, albo że jestem jakiś lepszy - po prostu moje procesy myślowe troszkę inaczej przebiegały niż u większości ludzi.
OdpowiedzUsuńTemat samobójstwa o którym wspomniałeś również przerabiałem, ale nie widzę sensu by o tym tutaj pisać. W każdym razie doszedłem do wniosku że Kostucha i tak o mnie nie zapomni, a życie w takiej formie najprawdopodobniej jest tylko jedno - zatem warto jeszcze pokontemplować nad tym wszystkim. Światopogląd mam dość mocny i nie nazwałbym siebie człowiekiem zagubionym.
Właściwie to nie chciałem tutaj pisać 'o sobie', a o 'idei', ale dość ciekawe tematy poruszyłeś toteż podjąłem korespondencyjną rękawicę. Pozdrawiam.
Pojęcia "dobra i zła" to temat bardzo rozległy i jest wiele poglądów na tę kwestię... natomiast owszem oczywiście nie da się rozgraniczyć całej rzeczywistości na te pojęcia, zwłaszcza że są to transcendentalia, czyt. tylko abstrakcyjnym konstruktem ludzkiego rozumu, a nie czymś występującym w świecie, więc tym bardziej rzeczywistość ma się nijak do tego. Natomiast jeśli idzie o ludzką egzystencję to fakt, też nie można jej dzielić na dwa relatywne względem siebie "pojęcia" bo takich pojęć jest w cholerę więcej niż tylko dobro i zło... z drugiej strony, moim zdaniem to, jak zapatrujemy się na pojęcia dobra i zła, i jeżeli w ogóle kierujemy się tym rozgraniczeniem w życiu, to to, co uważamy za dobre, a co za złe ma bardzo duży wpływ na to, jakie decyzje moralne (czy niemoralne) podejmiemy na naszej drodze życiowej, oraz również na nasze samopoczucie.
OdpowiedzUsuńCo do OOBE, świadomych snów to jestem w temacie i co tu dużo mówić. Te kwestie tak samo jak cała rzeczywistość, jednym da radość i szczęście a innym strach i smutek...
Dla mnie "prawdziwe" to jest to, co postrzegamy, i JAK postrzegamy.. a więc nasz sposób myślenia (uproszczając negatywny/pozytywny) determinuje naszą rzeczywistość... owszem są sytuacje takie, że ciężko być szczęśliwym ( kiedy masa problemów jest na głowie, albo trzeba zapierdalać po 10 godzin dziennie 6 dni w tygodniu ), ale życie jest takie, że zawsze są rzeczy dobre i złe.. pytanie które wyolbrzymiamy a które tłamsimy.. od tego w dużej mierze zależy to, czy znajdziemy jakieś szczęście czy tylko śmiejemy przy kapitanie bombie :P
Co do Twojej przeszłości to cóż, chwalebnie zacząłeś w takim razie, to tak już jest psychologicznie uwarunkowane że introwertycy, ludzie którzy wewnętrznie przeżywają świat na ogół są wewnętrznie jakoś samotni i smutni.. wydaje mi się, że odpowiednia filozofia jest lekarstwem na te psychologiczne uwarunkowania.
Zastanawia mnie, co się stało, skoro miałeś zadatki na człowieka wartościowego, że teraz uciekasz w pustą rozpustę i alkohol (to pierwsze najgorsze)? Mogłeś wykorzystać swój dar, wrażliwość, jakąś skłonność do artyzmu, żeby przejść przez życie z poczuciem większego sensu.. oczywiście na zasadzie iluzji koniecznej, efektu placebo.. ja zdaję sobie sprawę w 100%, że nasze życie nie ma żadnego sensu z "kosmicznego punktu widzenia", ale przecież możemy sobie nadać sens temu życiu czysto hedonistyczno/pragmatycznie.. skoro i tak masz przeżyć to życie, to nie lepiej już sobie wmawiać, że jest ono dobre? (a takie myślenie zdeterminuje tak rzeczywistość, że faktycznie zacznie Ci się wydawać ona lepsza)
Pozdrawiam ;)
W pierwszych dwóch akapitach w gruncie rzeczy mogę przyznać rację. Trzecia kwestia jest już trudniejsza. Wyrażenie "bądź szczęśliwy" wypowiedziane w kierunku szczątków człowieka, brzmi jak "zaklaskaj" wypowiedziane w kierunku paralityka. Wielu ludzi podaje receptę na bycie szczęśliwym - dla przykładu podziwiany przez wszystkich jezuita De Mello który pisze rzeczy zupełnie oczywiste (jednocześnie podniecając się przy tym, jakby odkrył tajemnie wszechświata, co sugeruje że 'Przebudzenie' jest dla ludzi którzy raczej nigdy się nad niczym głębiej nie zastanawiali), jednak wiele osób się tym zachwyca bo pierwszy raz konfrontują się z takim naturalnym, nieskażonym konwenansami myśleniem. Do mnie jednak to wszystko nie przemawia. Dlatego też przestałem dążyć do tzw. szczęścia, a to czego poszukuję to duchowy spokój. A to najłatwiej chyba odnaleźć w naturze, sztuce, muzyce i bądź co bądź alkoholu (ale z tym też przeginać nie można - nadmiar wódy prowadzi do apatii, od której wszak uciekam).
OdpowiedzUsuńRozpusta, alkohol i używki to droga którą wybiera wiele osób mających zadatki na - jak to określiłeś - "ludzi wartościowych". U mnie akurat przebiega to trochę inaczej, w mniej uwłaczającym schemacie niż przykład podany w wątku o Anathemie ;-). Bardziej na zasadzie unikania kontaktu z ludźmi, wyłączając osoby z którymi można pogadać (lub pomilczeć ;-)) na konkretne tematy. Ludzkie byty od dawna postrzegam jako zbieraninę atomów i cząsteczek, w które jakiś kosmiczny żart tchnął świadomość (bo nawet "wolnej woli" nie jestem do końca pewien - wszystko co czynimy i jak działamy wynika z wypadkowej: konstrukcja naszego mózgu, środowisko w jakim się wychowaliśmy, bodźce z zewnątrz. Nawet próbując zanegować to co teraz piszę chaotycznym ruchem ręki, bądź dowolną czynnością nie możemy mieć pewności że z góry nie było to "zaplanowane"/"przeznaczone"). To tak pokrótce. ;-)
Tego całego De Mello nie kojarzę (:P), więc się nie wypowiem.
OdpowiedzUsuńDuchowy spokój to chyba poprzez medytację można tylko osiągnąć, przynajmniej ja tak rozumiem duchowy spokój. Natura, a konkretniej życie zgodnie z naturą to też ważna sprawa w tej kwestii. Wszelkie pragnienia i lęki odciągają od duchowego spokoju, a dążą już do czegoś innego... jakiejś innej wartości.. np. szczęścia (nawet nieświadomie).
Rozumiem, że chciałeś powiedzieć coś w stylu, że nie uganiasz się za szczęściem jak plebs społeczny (konsumpcjonizm, konformizm, skrajny hedonizm itp.), w takim razie rozumiem i popieram ;) Ale jak to nazwałeś "duchowy spokój" w sensie obcowanie ze sztuką, muzyką etc. jest też jakąś subtelną formą poszukiwania szczęścia, a nie duchowego spokoju, tak mi się wydaję. Ew. po prostu jak sam to nazwałeś taką ucieczką... od ludzi do sztuki itp., rozumiem to doskonale.. ale wydaje mi się, że to po prostu kwestia gustu, jedni lubią towarzystwo i tam szukają szczęścia czy ucieczki przed apatią, a inni w samotności.
Być może po prostu zastąpiłeś słowa "dążenie do szczęścia" na "ucieczkę od apatii", w sumie jak się nad tym zastanowić, te zdania mają podobne przesłanie, więc jest zgodność, tylko sprzeczka terminologiczna (w większości przypadków tak jest:P).
Dziwne.. ja osobiście mam podobne podejście do życia, tzn. natura, muzyka, sztuka generalnie, też stronię od ludzi, pomijając nieliczne wyjątki, ale mimo to nie uważam się za "szczątki człowieka", zależy co przez to rozumiesz...
Moim zdaniem dojść do momentu, kiedy ma się na wszystko wyjebane, kiedy wszystko staje się nieważne jest szczytem naszego rozwoju, tylko bardzo ciężko taki stan osiągnąć.. (ja nawet nie próbuję, wolę sobie tworzyć iluzję sensu życia) wszystko staje się nieważne, bo wszystko jest sobie równe - wtedy zostaje rozgraniczenie tylko na życie i śmierć (byty egzystujące (równe sobie, materia, łączy się to z panenteistyczną koncepcją Boga) i byty martwe, "uśpione", kiedy świadomość staje się czystą energią, rozpływa się w wszechświecie)
coś, co mogę rozumieć jako "śmierć za życia", porównał bym to do stanu eudaimonii, czy nirwany, masz na wszystko wyjebane, ale jednocześnie nic Cie nie trapi. (choć tu są też dwie rózne drogi ale nie będę się rozpisywał) Śmierć to w końcu brak czegokolwiek, a nie skupowisko negatywnych emocji (nienawiści,smutku etc.), to jest ludzkie - błędne podświadome wyobrażenie śmierci rodzące się ze strachu przed nią.
Co do koncepcji człowieka to sam sobie jeszcze nie odpowiedziałem na to pytanie. (I nie wiem czy kiedykolwiek na nie odpowiem, ale teraz nawet ku żadnemu się nie skłaniam) Sam waham się pomiędzy stanowiskiem jakie przedstawiłeś, a tym, że jest jakaś dusza, która raz nagina do jakichś tam decyzji.
A tak w ogóle to z jakich źródeł korzystałeś jak się interesowałeś OOBE i świadomym śnieniem? I czy wyczuwałeś kiedykolwiek jakiekolwiek zagrożenie z praktykowania OOBE?
OdpowiedzUsuńDe Mello - "Przebudzenie" w gruncie rzeczy polecam poczytać, bo chociaż przedstawia chrześcijański punkt widzenia, a w dodatku jest napisane w bardzo wkurwiający, butny sposób - to kilka ciekawych spostrzeżeń zawarte jest w tej książce. Osobiście mam bardzo negatywne podejście do wszelakich ruchów religijnych, czego zresztą nie trudno się domyślić :-), ale w każdej można wyłapać jakieś ciekawe idee, z czego najwięcej jest chyba w buddyzmie (nie jestem tutaj oryginalny, bo chyba wielu "open minded" ludzi tak uważa). Medytacja jak najbardziej jest na miejscu. Ja chyba nie umiem medytować, ale próbowałem rozmaitych technik wyciszania się. Podoba mi się koncepcja wyzbycia się własnego ego - nie udało mi się tego co prawda osiągnąć, więc wciąż nerwowo reaguję na ludzką ignorancję, głupotę i tym podobne przywary człowieczeństwa z którymi każdego dnia trzeba się konfrontować. Ale kto wie. Może kiedyś... ;-)
OdpowiedzUsuńJak słusznie też zauważyłeś konsumpcjonizm, hedonizm i rozmaite Laveyowskie bzdety w których grzęzną środowiska metalowe raczej mnie nie interesują. Wyznaję poszczególne szczeble: najniższa: cielesność, następnie duchowość i "nadduchowość", ale o tym szerzej mógłby się wypowiedzieć kolega Azerate (jeśli będzie chciał :-)), który w dużej mierze zainspirował mnie swoimi ciekawymi spostrzeżeniami i jest współtwórcą mego światopoglądu. No, może nie współtwórcą, ale łyknąłem sobie od niego łyżeczkę ideologicznej ambrozji. ;-)
Teraz może tak - czym jest dla mnie szczęście? Dla większości ludzi szczęście to dobrze płatna praca, kochająca żona/mąż, garstka rozwrzeszczanych bachorów i domek letniskowy. Dla mnie to tylko 'czynniki'. Szczęście to iluzja, częstotliwość fal mózgowych i tak dalej i tak dalej (nie ma co pisać, bo to wszystko oczywistość z której zdajesz sobie sprawę na pewno). Myślę że ja takimi konwencjonalnymi środkami szczęścia osiągnąć bym nie mógł. Co najwyżej radość - a te dwie rzeczy należy rozgraniczyć. Obserwując poszczególne epoki literackie z wieku na wiek zmieniają się dążenia: w romantyzmie wszystko dążyło do smutku, miłości i heroizmu, następnie pozytywizm i kult pracy, później młoda polska - najbardziej dekadencka i nihilistyczna epoka, w której wszystko sprowadzało się do pustych rozrywek i rozpusty (jednak paradoksalnie ta epoka wydaje mi się najpiękniejsza). Obecnie to mamy chyba epokę totalnego moralnego upadku. Tomek Beksiński zresztą, który duchem żył w innych czasach już to zauważył i wiadomo jak to się skończyło. W każdym razie dążę teraz do tego że szczęście jest 'stanem' - ale sposób na osiągnięcie tegoż każdy musi odnaleźć sobie sam. W mej opinii na dłuższą metę nie jest to możliwe. Można sobie najwyżej łyknąć kielich słodkawej iluzji tegoż. ;-)
Co do mnie i określenia "szczątków człowieka" - nie chcę robić za kogoś kto miał chujowe życie i ma ciężko, bo tak nie jest. Tu jest swoisty paradoks, bo naprawdę nie mam na co narzekać. Umysł jednak płata figle. Stąd też jednego dnia twardo stoję na ziemi, innego twardo wiszę na gałęzi (no, może nie tak twardo, bo byśmy nie rozmawiali już ;-)). Nie rozpatruję tego jednak jako słabość - nie czynię ani sobie, ani nikomu innemu wyrzutu za taki stan rzeczy. Standardowy konsumpcjonista określiłby mnie mianem pojeba, albo słabego człowieka z wewnętrznymi problemami, tak jednak nie jest. Jest wiele rzeczy które wzbudzają we mnie lęk, ale śmierć nie jest jedną z nich (bynajmniej nie moja śmierć). Śmierć za życia o jakiej mówię, to jednak nie jest nirwana, a bardziej coś na kształt anhedonii (o tym było jedno z moich nagrań de facto). W sumie na razie skończę, bo już sam się pogubiłem w tym, co chciałem przekazać. ;-)
Co do OOBE - zacząłem od świadomego śnienia. Nie pamiętam co było pierwsze, ale ciekawą pozycją wydaje się książka Kopydłowskiego (o ile dobrze zapamiętałem nazwisko). Nie bawiłem się generalnie w żadne "czary mary" ani w używki. Bardziej silna placebomina. ;-) Świadome śnienie osiągnąłem kilka razy - OOBE tylko raz. Nie odczuwałem lęku, ale było to najbardziej fascynujące przeżycie jakiego doświadczyłem.
OdpowiedzUsuńCzytałem chyba książkę w tym stylu... wydaje mi się, że jest wiele takich książek ;) na 100% wiem o co Ci chodzi :D Prawo przyciągania itp. I mam dokładnie taką samą opinię apropo tych książek, wkurwiająco napisane, ale mają w sobie kilka istotnych informacji, a nawet rzekłbym wiele istotnych informacji, przynajmniej ta, co ja czytałem (nazywała się "ręce precz od tej książki") ponoć jakaś książka sekret to to samo.. fajnie mają ogólnie, piszą książki o tym samym w takim samym stylu :P:P No ale w sumie w muzyce jest to samo, takie same kawałki o tym samym xD
OdpowiedzUsuńW wielu kwestiach się zgadzamy. Ja osobiście potępiam religię, szczególnie chrześcijaństwo, za to jak zniszczyło kulturę starożytną dla której mam ogromny szacunek, a najbardziej akceptowalne są dla mnie buddyzm (zwłaszcza, że to bardziej filozofia, niż religia), aczkolwiek idealny to on też nie jest moim zdaniem, no i pogaństwo też jest uzasadnione, acz trochę uwłaczające godności wyznającego, ale nie chcę pisać teraz dlaczego tak uważam.
Natomiast jak nie trawię religii, tak na duchowość jestem otwarty... tylko uważam, że to jest zbyt skomplikowana sprawa, żeby ją zamknąć w ramy religii, jakiegoś dogmatu.. raczej na samej górze mojej hierarchii wartości jest wolność, niech każdy sobie wybierze co najlepsze dla niego ze wszelkich źródeł i na tym oprze własną koncepcję rzeczywistości w co wierzy etc. (bo wiadomo, że rozumem nie da się nic wiedzieć pewnie w tych kwestiach, i można się tylko skłaniać ku niektórym stanowiskom)
Z medytacją mam podobnie, jestem dość początkujący jeśli idzie o praktykę, ale teoretycznie wiadomo, że ona jest jedynym kluczem do życia duchowego lub wewnętrznego spokoju. (albo do jednego i drugiego razem wziętych)
Zgadzam się, że nasza epoka jest najbardziej zepsuta ze wszystkich, choć średniowiecze i nowożytność to też dramat jak dla mnie... średniowiecza nienawidzę za to, że kulturę starożytną zaprzepaściło, nowożytności za "wynalezienie państwa", którego też jestem wrogiem (no chyba że liberalne, to spoko), i w ogóle zrobienie podwalin pod ten syf który mamy teraz.. dzisiejsze czasy są najgorsze bo technologia niszczy to, co naturalne... ingerencja GMO w żywność, media niszczą mózgi (choć wiadomo propaganda i pranie mózgów było zawsze), ogólnie destrukcja wszystkiego, a co do upadku wartości to sam nie wiem, czy kiedykolwiek one były lepsze.. myślę, że odsetek "ludzi wartościowych" w każdej epoce jest podobny, a większość to zawsze plebs pod względem inteligencji/duchowości etc.
OdpowiedzUsuńSzczęście : uważam tak samo, że jest ono iluzją, ale co w tym złego?? W pewnym sensie wszystko co postrzegamy, jest pewnego rodzaju iluzją, konstrukcją naszych mózgów... dlatego uważam, że skłanianie się ku szczęściu jak i tak już tu jesteśmy jest jak najbardziej słuszne. A i wolę stać po stronie kreacji, aniżeli destrukcji.
W ogóle ja też jestem muzycznie bardzo silnie związany z BM (choć nie tym ortodoksyjnym), ale filozoficznie się nie zgadzam już z tym towarzystwem. Dla mnie najważniejsza jest wolność i kreacja, oczywiście jestem negatywnie nastawiony chociażby do religii co mnie łączy z utartym schematem BMowca, ale generalnie jakieś klimaty anti-human czy rasistowskie, czy w ogóle bez sensowne zadawanie bólu to kompletnie nie moje klimaty.
No więc potwierdziłeś to, co pisałem. To UMYSŁ płata figle, właśnie on - czyli Twoje ego jest odpowiedzialne za to, że odczuwasz często stany smutku etc., dlatego życzyłem Ci bardziej optymistycznego spojrzenia ;)
Mówisz o anhedonii, a sam pisałeś, że się oddajesz rozpuście, coś mi tu nie gra ? ;)
Co do OOBE, to ciekawe... to jednak trochę prywatny temat, a jestem ciekaw jak to u Ciebie wyglądało. Świadome sny to nic szczególnego, też miewałem dużo razy, to tylko czysta projekcja umysłu ;) Oczywiście jest to też niesamowite doznanie, ale niestety czysto hedonistyczne.
Co do używek to ja kompletnie nie używam :P A wiadomo, że w takich kwestiach ezoterycznych one mogą być tylko wspomagaczem, a nigdy koniecznością, grunt to właśnie efekt placebo, po prostu wiara ;)
Co do kolegi Azarete, chętnie poczytam jego koncepcję. :)
Pozdrawiam.
Zacznę trochę nie po kolei. Co do "oddawania się rozpuście" pisałem jedynie że świat prowokuje do takich zachowań, a nie że ja również tak czynię. Ludzie odczuwający świat "w klimacie romantycznym" raczej wielu zwolenników swego światopoglądu nie znajdą, bo dla przeciętnego neandertalczyka XXI wieku jest on niewygodny. Postanawiają zatem często zabić to w sobie przez upodlenie i cielesność, ergo wpasować się w ogólnie akceptowane normy.
OdpowiedzUsuńDla mnie takie płytkie kwestie są sprawą drugorzędną i potrafię sobie świetnie bez tego poradzić. Moja martwota polega raczej na stanięciu w miejscu, braku dalszego rozwoju i ogólnej duchowej stagnacji, z której wydostać się nie tak łatwo. Pisałem zresztą o tym wcześniej.
Co do black metalu. Nie czuję się związany z żadną grupą społeczną, ale akurat w tej muzyce i przekazie znajduję sporo rzeczy które idą w parze z moimi poglądami. Czuję niechęć do ludzkości, choć to oklepane stwierdzenie. Sam proces życia jednak, a więc w konkluzji także śmierć jest dla mnie dość fascynującą sprawą. Rasistą nie jestem, wyłączając cyganów i parę innych humanoidalnych bytów, aczkolwiek podkreślić trzeba, że nie mam nic przeciwko jednostkom, które wychowały się w takowych środowiskach, a udało im się z nich wyrwać.
Kwestia ego - to trochę już pogmatwana sprawa i nie da się tego wszystkiego w paru zdaniach opisać. Generalnie zresztą większość w temacie już zostało napisane.
Wcześniej zrozumiałem, że sam się oddajesz pustej rozpuście, w ramach "wewnętrznego przegnicia". Jak nie, to w takim razie pochwalam. (oczywiście nie ma to żadnego znaczenia, ale tak sobie tylko piszę xD) Czy świat do tego skłania to już kwestia indywidualna. Na mnie to np. działa odstręczająco, i w głowie daleko mi do jakiejś chęci rozpusty, bo na samą myśl o tych ludziach chce mi się rzygać.
OdpowiedzUsuńHm... możliwe, za pewne jesteś starszy ode mnie, ja choć już sporo wiem, to cały czas się rozwijam i świat jest dla mnie wręcz magiczną zagadką i cholernie mnie to wszystko ciekawi, może dlatego tak dobrze się czuję wewnętrznie mimo problemów etc.
Ja również nie jestem związany z żadną grupą społeczną, napisałem "z muzyką", w sensie, że słucham już jej od czasów liceum i dalej w tym siedzę po uszy, choć oczywiście słucham też różnych innych rzeczy, to jednak BM chyba dalej najwięcej, więc muzycznie to ważny gatunek dla mnie, a co do przesłania, to właśnie nie bardzo... bardzo mało jest kapel których teksty mnie nie rażą głupotą, no ale czego w sumie oczekiwać?
Niechęć do ludzkości to jedno, sam czuję, ale cieszyć się bo jakieś ktoś tam zdycha z głodu to dla mnie po pierwsze brak jakiejkolwiek świadomości, niedorozwój emocjonalny i totalny debilizm... ;/ No a w środowisku BM sporo takich osób heh.
Ta, cygani też mnie wkurwiają, ale to jest inna kwestia, oni DOKONALI WYBORU i wkurwiają mnie dlatego, bo JAKAŚ ICH CZĘŚĆ kradnie etc., więc w sumie wkurwiają mnie złodzieje, a nie cyganie... jakby cygan był porządnym człowiekiem, to nic do niego nie mam proste. Jak już oceniam ludzi, to po tym, jakich dokonali wyborów w życiu, a nie po tym, jacy się urodzili.
Myślałem, że jesteś rasistą, bo często napierdalałeś tu na jakieś narodowości, ale cóż, może pozory mylą.
Dodam też, że pierdolę wszelkiej maści globalizację.. także ruchy patriotyczne wszelkich krajów + odrębność kulturowa jestem na tak, ale skazywać kogoś na straty tylko dlatego, że jakiś się urodził to moim zdaniem żal.
Hm, cieszę się, że w miarę udało nam się dogadać... to dobrze wróży, że jednak środowisko BM nie jest aż tak "zjebane" jak mi się wydawało. Choć istnieje niestety duża szansa, że akurat Ty się różnisz od większości i dlatego udało nam się dogadać :P Po prostu byłem ciekaw konfrontacji tych poglądów... dzięki za dyskusję w ogóle;)
Lubię rasistowskie poczucie humoru, a także takie, które bazuje na ludzkiej krzywdzie. Nie znaczy to że cieszę się z krzywdy każdej ludzkiej istoty, po prostu czarny humor wspaniale igra z rozmaitymi moralnymi dogmatami serwowanymi przez społeczeństwo.
OdpowiedzUsuńCo do ludzkich przykrości i tak dalej - mam prostą zasadę: bez współczucia, bez szydery. Co kilka sekund na świecie ktoś zostaje zamordowany, albo umiera z głodu, chorób et cetera, et cetera. Ci którzy twierdzą że ich to obchodzi lub spędza sen z powiek, to pierdoleni hipokryci - gdyby tak było dawno popełnili by samobójstwo, lub wpadli w depresję. Od dawna mam już dość przedmiotowe podejście do ludzi, więc myślę że jakbyś mnie lepiej poznał, wrzuciłbyś mnie jednak w ramy "zjebanego black metalowca". ;-) No ale nie istotne. Ważne że pogadać można konkretnie. Ostatnio unikam wymiany zdań, bo w sumie jakie to wszystko ma znaczenie?
No ja nie lubię czarnego humoru, ale to już kwestia gustu.
OdpowiedzUsuńCo do szydery i współczucia, a konkretniej ich braku... to jest to dobre stanowisko moim zdaniem. Co do przejmowania się, to jest bardziej kwestia tego, co zrobisz, jak napotkasz kogoś na swojej drodze życiowej... masz sytuację przed oczami, i dokonujesz wyboru... Co do całej tej kwestii to jest ona na prawdę ROZLEGŁYM tematem, i musiałbym pierdolnąć tutaj elaborat dłuższy niż to wszystko co razem dzisiaj napisaliśmy razem wzięte, ponieważ ma on podstawy już w metafizyce a kończy się na sprawach przyziemnych przechodząc przez wiele poziomów, więc odpuszczam to sobie. Jednego nie da się ukryć, że cały ten świat jest cholernie okrutny, ale dla mnie to nie znaczy, że trzeba od razu spisywać wszystko na straty, a zwłaszcza swoją własną egzystencję, czyli jedyną rzecz (nasze wewnętrzne życie), na którą mamy realny wpływ.
No przedmiotowe traktowanie ludzi jest sprawą kiepską, ponieważ często łączy się to z wykorzystywaniem ludzi dla własnych korzyści. Ja tego nienawidzę i staram się sam z tym walczyć, żeby zabić to w sobie na ile to tylko możliwe, choć wiadomo, że to bardzo trudne.. Jak traktujemy ludzi przedmiotowo, to jesteśmy tacy sami, jak ci wszyscy, do których czujemy odrazę.
Co do wymiany zdań ja z reguły też nie... sam nie wiem, co mnie tchnęło. Czytam tego bloga od dłuższego czasu(choć nic wcześniej nie pisałem), i po prostu przykro mi się zrobiło, że tak cały czas piszesz o tym smutku, beznadziei etc., ale wiadomo, że świata nie naprawię, czasem jednak mam "potrzebę" wyciągnięcia ręki... (mimo, że cały czas narzekam na to, że poświęcam zbyt dużo czasu dla ludzi (choć i tak poświęcam go mało) to jednak ten odruch jest silniejszy) Sam niedawno miałem podobnie, a smutek prawie nie zrujnował mi życia (dosłownie), jednakowoż wyszedłem z tego, i teraz patrzę z dużą dozą empatii na ludzi wrażliwych, którzy wewnętrznie sobie nie radzą, jak ja do niedawna. Niestety smutek taki psychologiczny może się też odbić somatycznie na nas i na prawdę nas "zniszczyć".
Swoją drogą.. Ty nie studiujesz przypadkiem na UP?
OdpowiedzUsuńJa mam charakter czysto manipulacyjny. Jest garstka ludzi którzy coś dla mnie znaczą, i reszta którą traktuję tylko jako przeszkody na mojej drodze. Mam jednak pewne swoje zasady których przestrzegam. Ostatnio siedziałem sobie w pewnej krakowskiej spedalonej, pseudometalowej knajpie i podeszło dwóch typów z zakazanymi ryjami oferując sprzedaż ramoneski za 30 złotych. Oczywiście zaraz znalazł się chętny paser który przyjął tenże gift ciesząc się że dobił wspaniałego interesu. Ja czuję jakąś odrazę płacąc złodziejowi - bo tym samym, mimo iż wychodzę na tym interesie dobrze, z punktu widzenia globalnego dokarmiam złodziejską hołotę, którą gardzę. Ot, taki przykład - mam nadzieję że rozumiesz co chcę przekazać.
OdpowiedzUsuńZnam jednak sporo idiotów, których nie lubię, ale z którymi utrzymuję kontakt, bo czasem uda mi się zarobić darmowe piwo albo coś. :-) Są przydatni w jakiś sposób. Moim zdaniem liczba bliskich relacji powinna być ograniczona do minimum. Mniej zobowiązań, mniej zmartwień.
Druga kwestia - nie jestem osobą "która wewnętrznie sobie nie radzi", więc masz błędne spojrzenie na mnie. Pomocy w niczym tez nie potrzebuję, zwłaszcza że nie daję jej innym.
Nie studiuję na UP, ale przez ten rok mieszkałem dość blisko przystanku UP, więc jeśli tam bywasz mogłeś mnie kiedyś widzieć.
Ja tam wolę się odciąć od plebsu, niż ich wykorzystywać. A ludzi z którymi się zadaję bardzo szanuję, no ale wiadomo, że nie ma ich zbyt wiele. :)
OdpowiedzUsuńCo do zobowiązań... jeżeli ktoś jest wart bycia bliskim tej osobie to czemu nie, jednakowoż problem sam się rozwiązuję, gdyż takich osób jest tak mało, że raczej na ich nadmiar nie da się narzekać ;)
No tak, źle to ująłem... Chodziło mi o to, że jak już dyskusja się rozwinęła, chciałem pokazać pewną alternatywną drogę, oraz rozkminić mniej więcej gdzie może tkwić coś, przez co myślisz tak a nie inaczej o świecie etc., bardzo byłem też ciekaw Twojej reakcji... byłem ciekaw, czy moje argumenty mogą do kogoś trafić, w sumie jak widać nie ;) Czy w miarę logiczne wyłożenie mojego światopoglądu może mieć jakikolwiek wpływ na czyjś światopogląd.. W sensie czy światopogląd oscylujący dość wokół "szczęścia", ale nie jakieś chrześcijańskie gówno, tylko mocno przemyślana kwestia może do kogoś trafić... to miałem na myśli poprzez "wyciągnięcie ręki", bo przy okazji mogłem cokolwiek zmienić, no ale moim głównym celem była po prostu dyskusja.
To, że nie oczekujesz pomocy, to oczywiste... A już na pewno nie od obcego. :)
A może... sam nie wiem... Czasem bywałem w tamtych okolicach... ;) Chyba musiałem Cię widzieć, skoro zadałem to pytanie, bo skądś musiało się wziąć w mojej głowie, choć nie mogę sobie przypomnieć skąd.
A w ogóle to w jaki sposób pisałeś tekst do kawałka "Solitude" z Gloria Nihil? Bo bardzo mi się kojarzy ten kawałek z klimatem Zewu Cthulhu... w sumie bardzo inspirująco to brzmi; klimat, który na prawdę mi się podoba.
OdpowiedzUsuńArgumenty trafić mogą, jak najbardziej, myślę że rozumiem Twój światopogląd. W każdym razie zaskakuje mnie to, gdy ludzie w jednej rozmowie chcą mi dać "światło" które zamieni mnie w radosnego, otwartego na ludzi filantropa. Sam przez wiele lat tego nie osiągnąłem, a znam siebie samego lepiej niż ktokolwiek inny, tak więc raczej taka rzecz nie wchodzi w grę. Zresztą po cóż? To utarty schemat że 'idealny człowiek, to taki, owaki i sraki - człowiek sukcesu któremu uśmiech z mordy nie schodzi'. A ja zwyczajnie na konwenanse sram. :-)
OdpowiedzUsuńNoo... chyba że studiujesz Psychologię na wyżej wspomnianym UP i na mnie chciałeś po praktykować, he he he. ;-)
Żart.
Pytasz czy logiczne wyłożenie światopoglądu może mieć wpływ na kogoś? Jak najbardziej, ale nie na mnie, chyba że ktoś napisze coś naprawdę odkrywczego i uargumentuje to dość solidnie. Wynika to z tej prostej przyczyny że swój światopogląd sam zbudowałem na podstawie wieloletnich rozmyślań i obserwacji, nie zaabsorbowałem zaś, jak wiele ludzi czyni. Oczywiście wiadomo że zaczerpnąłem sporo inspiracji, i wciąż czerpię, choć już rzadziej. Chcesz kogoś ukształtować? Celuj w ludzi młodych. Świetnym zobrazowaniem tego o czym mówię jest black metal. Spójrz na przeciętnego smyka, co w wieku 15 lat usłyszał Burzum i rok później sympatyzuje już z ruchami NS, bo "Varg powiedział, a on fajnie gra i ma rację". Gdyby nie moje lenistwo, też zajął bym się kształtowaniem umysłów nowych pokoleń, ale mam ten świat totalnie w dupie, bo i tak prędzej czy później to wszystko pierdolnie. :D
Hmm.. chyba wyjątkowo bardzo się nie zrozumieliśmy. W pierwszym zdaniu wtedy już miałem na myśli "że świata nie zmienię" czyt. "ludzi też nie zmienię" i to nie jest tak, że chcę kogoś zmieniać na siłę, czy coś... (czy że w ogóle CHCĘ kogoś zmieniać) nie jestem taki naiwny xD wiem też i chciałem to napisać w poprzednim "poście" (ale sobie to darowałem), że wiem, że nie zmienię nikogo od tak... bo do tego trzeba wielkiej bliskości i miesięcy/lat oddziaływania, i w ogóle nie mam takiego zamiaru, tylko kwestia była taka: czysta ciekawość, czy ktoś taki jak Ty jest w stanie zaakceptować taki światopogląd jak mój.. nie chodzi tu o to, że mam potrzebę AKCEPTACJI, bo to by było co najmniej żałosne, chodzi o czystą ciekawość psychologiczną ( choć studentem psychologii nie jestem:P ale blisko xD filozofii :) ), to moja pierwsza, no może druga konfrontacja moich obecnych poglądów z kimś z nurtu "BM" że tak powiem ;)
OdpowiedzUsuńCo do kształtowania umysłów to raczej nie jestem zwolennikiem, niech każdy sam szuka, oczywiście można "wyciągnąć rękę" czyt. pokazać alternatywę, ale żadnego namawiania, to by było sprzeczne z moimi przemyśleniami... Co do świata i tego, że się ma "wyjebane" już się wypowiadałem, świat to jedno, trzeba skupić się na sobie. I też myślę, że prędzej czy później to wszystko pierdolnie i nie chodzi tylko o upadek duchowy tylko ogólnie o to, że ludzie sami się pozabijają.
W porządku, rozumiem co masz na myśli. Akurat jeśli chodzi o mnie, to jak najbardziej jestem w stanie zaakceptować (o ile dobrze rozumiem to słowo) inne poglądy, wyłączając sytuacje gdy konfrontuję się z totalną głupotą i mentalnym obornikiem (wejdź na pierwsze lepsze forum internetowe, choćby wp.pl). Zresztą Twoje poglądy nie są jakoś ekstremalnie rozbieżne z moimi, wyłączając może podejście do tematu człowieczeństwa. Mam dobrego kumpla który jest katolikiem, i sporo godzin kiedyś rozmawialiśmy na tematy swoich poglądów, czasem nawet dość burzliwie - no i nikt nikomu w mordę nie dał, he he. Tak więc dopóki nikt mi się z butami do chałupy nie wpierdala, ani nie obrzuca inwektywami, to i ja mogę spokojnie podyskutować, bez względu na to czy rozmawiam z islamistą, katolikiem, cyganem czy nazistą. W innym wypadku albo ignoruję, albo reaguję impulsywnie.
OdpowiedzUsuńCo do kształtowania umysłów, to jest to oklepana metoda stosowana przez media, kapłanów z ambony, a nawet nauczycieli ("Czesław Miłosz to wielki człowiek, a jak uważasz inaczej, to wykurwiaj"). Gdybym planował mieć bachory w przyszłości, to pewnie bardziej bym coś działał w tym, aby uczynić świat lepszym. Nie zamierzam w każdym razie dolewać oliwy do ognia (świat jest już solidnie przeludniony), a poza tym hipokryzją byłoby, aby ktoś kto ma ambiwalentny stosunek do życia, tworzył kolejną istotę nim obdarzoną. Stąd też niech się dzieje wola chaosu.
Nawet nie chodzi mi o akceptację w sensie "nie dam w mordę", tylko bardziej o szacunek do choć rozbieżnych poglądów, to mądrych ;)
OdpowiedzUsuńPrzeludnienie... w Krakowie na pewno xD niedługo studenci będą namioty rozkładać pod uczelniami na całe lata akademickie xD
Z bachorami racja, pomijając już kwestie odpowiedzialności, to pakować kogoś do tak pojebanego świata, to niezbyt miły ruch... no i poza tym przyszłość wygląda moim zdaniem nie ciekawie, to tym bardziej.. mam dziwne wrażenie, że przyszłe pokolenia będą miałby bardziej przejebane od nas, jak ta cała maszyna ogłupiania już totalnie zdominuje świat.
Do rozsądnych poglądów zawsze mam szacunek. Zresztą ciągle rozmawiamy, a o czymś to świadczy.
OdpowiedzUsuńCo do przyszłości - to już zależy po której stronie przyszłe pokolenia się ustawią. Jeśli po tej, po której ja stoję, to początkowo będą z lekka zagubione, a później pewnie wyrosną na zgorzkniałych cyników jak ja. Paręnaście lat później zdechną z butelką wódki i książką Ciorana w łapie. ;-) Albo i nie. Z perspektywy ogromu wszechświata, ten mały wypizdów nie ma znaczenia. ;-)
Ciorana czytałem "na szczytach rozpaczy", gość nie był zbytnim optymistą. xD
OdpowiedzUsuńJa bardziej to widzę tak, że za kilka pokoleń społeczeństwo może być "zahipnotyzowane" tak jak jakieś zaprogramowane roboty... już teraz buduje się "demokratyczną" utopię, i jak nie będzie jakiejś rewolucji, to wizja społeczeństwa jak w Edwardzie Nożycorękim może kiedyś dojść do skutku :P Niby wolność a każdy będzie żył tak, jak mu się poda na tacy... to już z dwojga złego wolę wódkę i Ciorana :P
Ale wódka i Cioran dobre są! ;-)
OdpowiedzUsuńDemokracja jest fajnym ustrojem, ale nie dla takiego kraju jak Polska, gdzie 70% ludności to cymbały sterowane przez media. No ale o polityce nie dyskutuję, bo to temat nudny jak debiutancki długograj Abruptum.
No w sumie złe nie są. ;)
OdpowiedzUsuńFakt, lepiej nie zaczynać kolejnego tematu rzeki. Czas sobie chyba "telewizor włączyć" :D:D
Co do klimatów z tego bloga to ja raczej odpadam xD Wiem, że to dla kolekcjonerów, ale większość tych demówek etc. dla mnie jest asłuchalna, a kolekcjonerem nie jestem. Choć ta Anathema nawet siadła, ale nie na tyle, żeby przy tym zostać na dłużej ;) Ale to co lubię w tym blogu, to teksty które opisują płyty, można się uśmiać, nawet bez słuchania tego :P Tak więc ja odwiedzam w celach humorystycznych .. :) Nie ma to jak namawiać do posłuchania czegoś w taki sposób, że aż kusi, żeby sprawdzić, jakie to gówno xD